mapka

Wreszcie się wyspałem. Ale sobie pomyślałam, że będzie czekała mnie ciężka przeprawa przez góry. Była, do tego deszcz, ale nic, trzeba jechać. Nawigacja drogę do Presov wyliczyła mi o 15 km dłuższą z większymi górkami, niż ja sobie ustaliłem. Pewnie głównie nastawiła się na ścieżki rowerowe, a ja nie lubię zbytnio wjeżdżać pod górę, zwłaszcza z bagażami, które ważą ponad 30 kg. Wybrałem swoją krótsza trasę, ale i tak były ostre podjazdy. Przy jednym to mało mi serce nie wyskoczyło i na pewno przez to spaliłem wczorajszego burgera :) Było ciężko. 10% to nie dla mnie, ale dałem radę. Wjeżdżajac do Słowacji założyłem kask, bo podobno nie można poza miastem jeździć rowerem bez kasku, a nie lubię płacić mandatów. Więc jechałem w nim. Na szczęście w Słowacji podjazdów za bardzo ciężkich nie było, były za to ostre zjazdy. (nie wracam tamtędy). Rekord jazdy podczas zjazdu to 53 km/h. Ale nie był to rekord zamierzony w tej trasie. Po prostu tak jechałem. Na drodzę mijałem miejscowości tj: Kamienica, Lipany. Oprócz miejscowości widziałem góry; widoki były przepiękne. W Sabinowie zjadłem pizze, żeby uzupełnić kalorię. No i wreszcie trafiłem na miejsce, które zabookuwalem. Ychm. Zajeżdżam około godziny 17 do “hotelu” Dipena a tam jakaś rudera, tynk dawno zleciał, pustki. Myślałem, że to opuszczone miejsce, ale przecież potwierdzili rejestracje na booking. Co prawda nie zapłaciłem od razu (nie było takiej opcji), ale tak oszukiwać? Dzwonię na komórkę. Nikt nie odbiera. Cisza i pustka. Jednak po paru minutach oddzwania recepcjonista. Ja po polsku i angielsku, on po słowacku. Zdziwił się, że przyjechałem. Spoko, przecież to hotel, nie. Coś tam powiedział, że zaraz będzie. Czekam, nie ma go. Jakas pani przyszła i powiedziała po słowacku, że szybko go nie będzie, bo pije (spoko to hotel, goście mogą poczekać). Później się okazało, że nie pił, ale w tenisa gral. Po 20 minutach przyjechał jakiś młodszy gość (pani mi powiedziała, że jest ich dwóch), kazał czekać na starszego i gdzieś polazł. Jednak po pewnym czasie się zlitował, wrócil, wziął 25 euro i wydał klucz do pokoju. Jest lodówka, tv (4 słowackie programy). Czes…, nie słowacki film :) Oczywiście miałem pokój na drugim piętrze, bo wiadomo, że na rowerze ćwiczy się tylko nogi, a hotelarze dbają o całą kondycję gości. Ręce też trzeba ćwiczyć. Oczywiście w łazience nie było papieru toaletowego, był za to w pokoju. Jeszcze ktoś wejdzie obcy i ukradnie papier z łazienki, o nie. Potem siedziałem do trzeciej w nocy i skrypt w Bashu poprawiałem dotyczący bloga, a na smartfonie nie jest to takie proste. Ale to już moja wina, że nie zrobilem tego przed wyjazdem.

Zostaw komentarz