Pociąg z Białegostoku był przed godziną piątą, więc pare godzin snu nie pozwoliło mi się wyspać. Oczywiście rano padało, ale na dworzec z rowerem podwiózł mnie ojciec. Do tego musiałem koło zdjąć, żeby rower wszedł. Ale nie zmokłem tam jadąc. Pociąg wystartował punktualnie, jednak po paru minutach stanął. Stał i stał i stał i tak minęło czterdzieści minut. Wystraszyłem się, że nie zdążę na drugi pociąg do Muszyny, ale drużyna konduktorska poradziła mi, żebym się przesiadł na Warszawie Wschodniej zamiast Warszawie Zachodniej. A myślałem, że będę miał godzinny zapas, a miałem paromimutowy. Na szczęście zdążyłem na pociąg do Muszyny i o dziwo dojechał tam. Na miejscu pensjonat Karo. Coś wspaniałego. Czysto, lodówka, łazienka w środku, cukierek, herbata, kablowka i niestety samograjka. Sam bierzesz i oddajesz klucz itd. Plusy i minusy, bo nie trzeba ścigać właścicieli, ale zawsze możnaby o coś zapytać I za taką samą cenę jaką zapłaciłem w Poznaniu i za warunki dużo gorsze. Coś około 100 zł. Potem poszedłem coś zjeść. Burgera z frytkami za 39 zł. Dawno nie jadłem takiego świniaka. Ten burger cofnął mnie z dietą wikinga o cały tydzień, ale jutro będę potrzebował wiecej energii. Zaczynam wielka podróż.

Zostaw komentarz