mapka

W sobotni poranek deszcz przywitał mnie przy wyjściu. “Będzie ciężka podróż z Augustowa” - pomyślałem. I faktycznie była ciężka, ale nie z powodu pogody. Inne “pechowotworcze” czynniki wpłynęły na to. A wszystko zaczęło się tak: pojechałem na dworzec, aby ruszyć pociągiem z Białegostoku do Augustowa. Pociąg odjeżdżał o godzinie 08:52. Oczywiście, jak zwykle, był zapełniony rowerami. Choć rowerów było tylko pięć, zajmowały sporo miejsca. Kontroler próbował pocieszyć, mówiąc, że jest spoko, ponieważ czasami zabiera nawet dwadzieścia rowerów na tej trasie. Około godziny 11:00 byłem już na miejscu. Chciałem trochę polatać dronem, więc pojechałem w kierunku Studzienicznej na znaną plażę zwanej Patelnią. Tam sobie polatałem z dronem i zaczynałem zbierać się do Białegostoku. To tylko sto km, nie muszę spieszyć się na pociąg, co może pójść nie tak? Jednak po pokonaniu dziesięciu kilometrów poczułem, że jadę coraz wolniej. Powodem było schodzące powietrze z tylnej opony. Spokojnie, dopompowałem. Ale po następnych kilometrach problem powrócił. Na szczęście miałem zapasową dętkę, którą szybko wymieniłem. W sumie zajęło mi to mniej niż osiem-dziesięć minut. Pojechałem dalej i zatrzymałem się nad Kanałem Augustowskim, aby podziwiać przepłynąjącą tam kaczkę. Zrobiłem jej parę zdjęć i wsiadłem na rower. Niestety, tym razem powietrze zaczęło mi uciekać, tym razem z przedniej opony. Co za pech, zużyłem już zapasową dętkę, a sklepy rowerowe były zamknięte. Na szczęście miałem ze sobą łatki i klej, który był sprzed pandemii, więc powinien być zdrowy 😉 Załatałem dętkę, poczekałem chwilę i ruszyłem w dalej. Przez moment myślałem: “Na pewno po raz trzeci dętka mi nie pęknie, prawda?”. W dalszej części podróży, po przejechaniu kilkunastu kilometrów spotkałem dzieci sprzedające lemoniadę. To teraz jest nowy trend w Polsce, więc dałem im 3 zł, wypiłem pyszny napój i ruszyłem w kierunku domu. Zostało mi jeszcze niecałe osiemdziesiąt kilometrów. Jakie jeszcze niespodzianki mogą mnie spotkać, oprócz czarnego węża czy żmiji przecinającej moją trasę (szybko się zwinął)? No i… podczas jazdy poczułem, że znowu tracę powietrze w przedniej oponie. 😠 Już nie będę łatał - pomyślałem. Nie będę po raz trzeci zmieniał dętki. Potem bedzie czwarty raz i piąty itd… Dopompowałem oponę i pojechałem dalej. Musiałem tak “dymać” co kilkanaście kilometrów. Było ch** ale stabilnie, jak to mówią starzy rowerzyści.

Zostaw komentarz