W tym roku postanowiłem zrobić trasę z Amsterdamu w kierunku Polski. Powód tego kierunku był dosyć prosty. Po przygodach w Chorwacji miałem po prostu dość gór. Ale jak szybko tam dojechać? W tym roku wybór padł nie na zapchane rowerami pociągi, w których władze PKP mówią, że przedziały na rowery są za drogie, ale na autobusy. Jednak pamiętałem, jak pewna firma nie chciała wziąć mojego roweru. Tym razem wybrałem Flixbus. I muszę powiedzieć, że się nie zawiodłem. Chociaż ciężko było znaleźć wolny termin z rowerem, to jednak się udało. I nie było tak drogo – 400 zł plus cena za wygody, czyli miejsce i dodatkowy bagaż. Już po niecałym dniu byłem w Amsterdamie. Z pociągami może też by się udało, ale tak jak mówiłem, ciężko znaleźć miejsce na rower. Niektórzy rezerwują już 30 dni wcześniej.
Niestety, miałem dwie przesiadki – jedną w Warszawie. Zauważyłem, że w Warszawie dużo ludzi chodzi i prosi o jedzenie. Dla małego chłopca dałem napój, powiedział „spasiba”. Potem podszedł starszy Ukrainiec, który powiedział, że został okradziony w Niemczech. Dziękował Polakom i dawał jakieś perfumy oraz zegarki. Dałem mu parę euro, a on zapytał, czemu tak mało. Oddałem mu perfumy i zegarek – po co mi to.
Wracając do Niemiec, była kontrola na granicy. Polizei wpadła i zaczęła robić rewizję. Pytali Ukraińców, czemu jadą do Niemiec, czemu nie mają wiz. Pytali o cel podróży i mówili, że jeśli chcą studiować w Berlinie, to niech załatwią wizę. Przeszukali torbę pewnej Polki, ale mnie na szczęście dali spokój. Przez to przeszukanie autobus musiał nadrabiać trochę czasu. W Berlinie zobaczyłem tabliczkę, że jeżdżą pociągi do Białegostoku. Oniemiałem. Białystok, jeszcze parę lat temu mało znany, teraz na billboardach największych miast Europy. Ogólnie polecam Flixbus – świetna, niechamska klima, spokój.
Co do spokoju, to młodzież holenderska była bardzo spokojna. O północy zaśpiewali „Sto lat”, ale potem był spokój. Podczas podróży kibicowałem mojej drużynie MindCrafters od CTF. Cudowne czasy, kiedy jedziesz autokarem i masz internet. Zdobyli paręnaście flag, a to nie koniec. Brawo chłopaki i dziewczyny.
Do Amsterdamu dojechałem koło godziny 8, a hostel otwierali dopiero od 15, więc pojechałem na plażę do Zandvoort. Niestety, złapał mnie dość duży deszcz, ale przeczekałem godzinę. Pochodziłem po plaży, a tam burger za 90 zł – trochę za drogo. Co do ścieżek rowerowych, to Holendrzy mają cudowne. Szerokie, podwójne i praktycznie wszędzie można dojechać. Rowerów, jak wiecie, jest pełno, co widać na zdjęciach. To, co mnie trochę zmartwiło, to pełno śmieci koło śmietników – śmietniki już nie wyrabiały. Tam jest inny klimat, czyste powietrze i to, co lubię – płasko. Górek jest mało, trochę nad samym morzem, ale to nic w porównaniu z Chorwacją.
Wracając do hostelu, pochodziłem po mieście, a tam pełno coffeeshopów z lizakami, grzybkami i innymi odurzającymi substancjami. A cena? Lizaki tańsze niż zwykłe. Potem poszedłem coś zjeść – kapsalon i piwo za 19 euro. Na pocieszenie zamówiłem coś na TooGoodToGo za 1/3 ceny. Amsterdam to piękne miasto, ale bardzo drogie, więc jutro ruszam na wschód.
Zostaw komentarz