Początek | Dystans | Czas | Koszt | Pogoda | Koniec |
---|---|---|---|---|---|
Poznań | 84km | 05:50h | 30.69zł | ☀️ | j. Wieśniata |
W nocy wybudziła mnie kłótnia. “Przecież prosiłem tego legata, żeby zaniósł te naczynia, pójdę do niego i go…” Dalszej części nie slyszałem. Zasnąłem. Wstałem koło 8smej. W hostelu Moon jest bardzo dobra kuchnia, poszedłem tam, zrobiłem sobie 2 duże kawy i kaszę na drogę. Porozmawiałem sobie z Ukraińcem. Ja po polsku, on po swojemu. Usłyszałem słowo - TIR. Czyli ten pan jeździ i przewozi. Co mnie zaskoczyło, to że w Poznaniu jest bardzo dużo osób, ze wschodniej granicy. Przejechawszy parę km. zaatakowało mnie stado żarłocznych bingli (binglów?). Psy miały jakiegoś lidera, już nie bingla, który kierował grupą. Lider zaś nie był binglem. Szybko się zasapał. Przed wściekłą watahą uratowała mnie druciana siatka. Gdyby nie ona, psy by mnie chyba rozszarpały. Już siebie też gryzły. Bingle to krwawe stworzenia ;) Później jechałem parkiem obok Jeziora Swarzedzkiego. Bardzo się dobrze jechało. Cień, cień i jeszcze raz cień. Dodatkowo jezioro lekko dochładzało. Zaś gorąca 40stka dziś odpuściła, ale nie ma co się cieszyć. Wezwała posiłki. Podobno w okolicach Wrocławia już szykowały się do bitwy - tak, to armia piorunów. Ćwiczyły przed zmasowanym atakiem… Chwila i zaatakują. Wczoraj było bogato, więc dzisiaj pełny minimalizm, a wręcz dziadyzm. W Biskupicach, w Biedronce za wodę, sok i mleko wydałem lekko ponad 3 zł. Na szczęście trawię laktozę, więc litr z ochotą wypiłem w pare minut. Mleko dało mi siłę na drogę. Potem był gród Pobiedziska - niestety zamknięty, ale udało mi się trochę zdjęć zrobić. Z tego co widziałem na reklamie, na drzwiach, w grodzie było dużo atrakcji. Przynajmniej kiedyś. Katapulty, strzelanie z łuku… Przypomniały mi się klimaty z Kajka i Kokosza. Potem dojechalem do Gniezna po raz drugi. Tam w Galerii Piastowskiej kolejne zakupy za minimum minimum. Brałem głównie promocje. Kupilem: jajka, kiełbasę, piwo, serki, bułki, jogurty, napoje, wody, pomidory. Udało mi się zapłacić 25 zł. Cebuli nie było. A chciałem do kaszy dodać. Trudno. W parku coś tam zjadłem i dalej jazda. Przejechawszy krótki odcinek, minąłem sklep Rabat, a jak rabat to tanio. Cebula kosztowała 42 groszę. Aż głupio mi było płacić tak małą kwotę kartą, więc dokupiłem oranżadę za 1.20 zł. Burza nie nadchodziła. Zbiera siły? Wreszcie zajechałem na kemping koło jeziora Wieśniata. Kemping darmowy, piękne miejsce. Jest jeziorko, wiata. Toalet brak, ale nie szkodzi, liczy się klimat. Zwłaszcza, że zamiast śpiewu ptaków, słychać żabki czy tam ropuchy. A może, to i to. Co do darmowych noclegów w Polsce, to wreszcie coś się ruszyło. “Zanocuj w lesie”, ten kemping gdzie jestem… Kiedyś to się kitralem i bałem, że przyjdzie jakiś leśnik, rolnik i pogoni. A teraz większy luz. Oczywiście, nie śmiecimy. A jak ktoś zostawi jakis drobny śmieć, to można go zabrać i gdzieś po drodze wyrzucić do kosza. Oprócz kumkania żab, coś tam przejdzie obok namiotu, ale już na mnie nie robi takiego wrażenia, jak kiedyś. słyszę też komary, które chcą za wszelką cenę chcą się dostać do namiotu. Niestety nie dam im się najeść. W namiocie jest ponad 20 stopni. Nie pamiętam takich ciepłych nocy. Zwłaszcza w czerwcu. Nawet śpiwór niepotrzebny.
Zostaw komentarz