Początek | Dystans | Czas | Koszt | Pogoda | Koniec |
---|---|---|---|---|---|
Pelplin | 74km | 05:12h | 36.19zł | 🌥️ | Stegna |
Wczoraj wieczorem próbowałem wypić Lecha. Niestety odzwyczajony od koncerniaków, po prostu nie dałem rady tego skończyć. Do tego średnio się spało, ze śpiwora zrobiłem poduszkę, ale na szczęście mimo bliskości kościoła, nie słyszałem bicia dzwonów. Więc mogłem sobie pospać. Planowałem dziś spanie w lesie, ale spojrzałem na prognozę pogody i niestety…zapowiadali burze na wieczór, więc las to niepewne miejsce, trzeba znaleźć kemping. Tam przynajmniej drzewo na mnie nie spadnie (chyba). Szybko dojechałem do Tczewa. Kupiłem truskawki za 5 zł (7 zł za kg). Będą do makaronu, śmietanę potem dokupię. I kierunek w stronę morza. Jechałem Wzdłuż Wisły(?) Szkoda tylko, że przejechwszy tyle km, rzeki nie zobaczyłem. Za daleko są te ścieżki umiejscowione od rzeki. Ponad 700 metrów. Pamiętam, jak kiedyś jechałem wzdłuż Odry. Tam rzekę praktycznie non stop widziałem. Tutaj nie. No cóż, ale wiata “obok” Wisły była wypasiona. Zjadłem tam kanapki i dalej w drogę. Po chwili dostałem SMS-a z alertem, że będzie armageddon. Kemping będzie na 100%. Może mnie nie zaleje. Przejechwszy z paręnaście kilometrów zobaczyłem jakąś ścieżkę prowadząca do rzeki. Trzeba skorzystać, nie może tak być, że jadąc wzdłuż Wisły, nie widziałem jej. Wreszcie zobaczyłem Wisłę. Może być. Potem jazda przez most. Oczywiście wybrałem najgorszą możliwą drogę. Szerokość ścieżki była prawie szerokości roweru z kierownicą. Jadąc zobaczyłem, że jest lepsza ścieżka dla rowerów, ale nie przy poboczu. Trudno, przejadę ten kilometr. Nie będę zawracał. Z dobrej drogi zrobiła się kiepska, do tego z daleka zaczął mnie gonić jakiś Burek. Zatrzymałem się, i ja zacząłem gonić Burka. Uciekał. Taki on odważny. Wreszcie Stegna. Wybrałem kemping koło morza. Nr 180. 27 zł. Nie najtaniej, ale jest ciepła woda wliczona w cenę, kuchenka gazowa, wiata z siedzeniem i cisza. Więc zostaję. Miałem makaron, truskawki i śmietanę. Brakowało cukru. Nie chciałem kupować kilograma, więc pogadałem z sąsiadami o głupotach. Jak nabrali do mnie zaufania, to zapytałem, czy nie mają łyżki cukru. Dali mi z ćwierć kilo. Zjadłem te truskawki. Coś cudownego. Potem odwiedziłem brata ciotecznego, który był z żoną w Sztutowie. Postawił mi pizze (dzięki). No i potem powrót do Stegny do namiotu. Burzy nie ma, ale podoba mi się kemping, więc nie uciekam do lasu, mimo że w leśnictwie Jantar jest opcja zanocuj w lesie. Nawet tam kuchenkę gazowa dopuszczają. Burzy nie było.
Zostaw komentarz