mapka

W niedzielę na Węgrzech zazwyczaj wszystko jest zamknięte: zamknięte promy (na pewno któryś działał, ale wolałem nie ryzykować), zamknięte sklepy (1/100 był czynny), zamknięte drogi. O tym później. Spanie nad Dunajem w sobotę ma swoje uroki i wady. Do wad można zaliczyć rozchodzenie się techniawki znad drugiego brzegu. Było młócenie do 4 rano. Wiem, bo się o tej porze obudziłem. Cisza mnie obudziła ;) A potem, o 7:00 rano, gadka Niemców. Jednak trochę pospałem. Zjadłem gyrosa z wczoraj, który zamówiłem w Kiskunhalas. Dzień wożenia w sakwie źle na niego nie wpłynął. Dobra, czas jechać - kierunek Harkany. Jednak po drodze trzeba było się przedostać na drugą stronę Dunaju.

Miałem dwie opcje: teraz mostem w Baja lub jakimś promem po drodze. Popatrzyłem w necie i wyszło, że jeden kursuje raz w niedzielę o 15:30, a o drugim nie mogłem znaleźć informacji. Przeprawa przez most wiązała się z większą ilością górek i była dłuższa kilometrowo. Wybrałem drugą opcję. Promy w niedzielę to ryzyko. Nie chciałem zostać w połowie drogi (a prawie zostałem, o tym później). Ciężko będzie, bo zapowiadana prognoza na niedzielę to 38 stopni. Dam radę. Przejechałem Dunaj.

Zajechałem do parku narodowego, gdzie wcześniej odbywała się wycinka. Potem kierowałem się na Bata. A tam była droga zamknięta (zakaz wyjazdu z parku? Z drugiej strony wjechałem). Nie do wiary, i to na kłódkę. Pewnie bo była niedziela ;) Jakoś obszedłem system (dosłownie), ale zajęło mi to z pół godziny (przerzucanie rowera, sakiew). Poczułem się jak uchodźca. Potem na pocieszenie była górka o nachyleniu 10%. Na szczęście dużo ich nie było. Potem były mniejsze.

W Dunaszekcso oczywiście sklepy były zamknięte, i aż do Villany. Tam mi się skończyły zapasy napojów, ale kupiłem sobie napój na teraz i na drogę w jakiejś lodziarni. Zostało mi parę kilometrów do Harkany. Tam rozbiłem namiot na kempingu termalnym,,gdzie recepcjonista mówił po polsku, a jutro pójdę na basen. Ale na dobranoc odwiedziłem restaurację Robinsona, gdzie zamówiłem danie Paleo.

Zostaw komentarz