mapka

Jak myślicie, czy dziś zasnąłem na kempingu? A gdzie tam, rozbiłem się obok wrednej rodzinki jakichś ptaszków, które non stop kwiliły, że chcą jeść. Głodne chyba nie były do 4 nad ranem, potem znowu zaczęły kwilić. Żałuję, że wcześniej nie sprawdziłem terenu, bo były oznaki kwilenia. Cóż, po porannym deszczyku złożyłem namiot i ruszyłem do Niemiec. Na początku miałem pod wiatr, ale później już było lepiej. Po 15 km przekroczyłem granicę. Powiem, że w Niemczech ścieżki są trochę gorsze, ale bardziej urozmaicone. Nie ciągną się 10 km jak prosta strzała, ale są czasami serpentyny, jakieś skręty w bok itd. Większe urozmaicenie, co ma swoje wady i zalety.

Drugie, co zauważyłem, to w Niemczech jest więcej drzew. Pewnie w Holandii te drzewa zostały wyżarte przez owce ;) Jest też trochę więcej przystanków. Holandia trochę przypomina płaską Skandynawię z milionem owiec. Też ma to swoją zaletę. Miałem trasy, gdzie maksymalnie wjechałem na 8 metrów nad poziom morza, i to wtedy, gdy przeciąłem autostradę. W Niemczech, w Ditzum, miałem prom, niedrogi - 3 euro. Ale zanim wypłynąłem, kupiłem przekąskę na drogę. Myślałem, że to jakiś specjał: Vrabbenbrötchen. Niestety to był Krabbenbrötchen. Najdroższe danie za 7 euro. 100 krewetek patrzyło na mnie swoimi ślepkami, a ja musiałem je zjeść albo wyrzucić. Zjadłem…

Potem zajechałem do marketu w Riepe po zakupy. Kupiłem między innymi parówki w słoiku. Pierwszy raz to widziałem. Curry w butelce, Fritz Colę, burgery i mnóstwo jedzenia. W Niemczech jest trochę taniej niż w Holandii. Później zatrzymałem się w hostelu w Georgsheil. Miałem dziwne przeczucie, bo hotel kosztował tylko 39 euro (inne od 50 do 200). Pierwszym symptomem był list do mnie po niemiecku. Poradziłem sobie. Potem zły numer domu (to był dom za tym, co był na mapie). W środku nie było komunikatów po angielsku. Nie było oznaczone, gdzie są jakieś pokoje. Hotel był w pełni samoobsługowy. Na szczęście spotkałem Polaka, który mnie pokierował. Drzwi otwierane na kod. A w środku było super. Miałem łazienkę i kuchnię. Dawno nie było takiego wypasu. Od razu zrobiłem sobie burgery, jajecznicę i włączyłem igrzyska olimpijskie. Po niemiecku, ale obrazy nie mają języka.

Zostaw komentarz