mapka

Dzisiaj wreszcie się wyspałem. 10 godzin snu dobrze mi zrobiło. Pokój miałem na ostatnim piętrze, otwierany na kartę. Oczywiście wziąłem delfina Flippera, żeby mi ją złamał. Zabrakło jednego klucza, a dalej nie chciałem się bawić. Oczywiście wyszedłem na chwilę z pokoju, drzwi się zatrzasnęły, karta została w środku. No cóż, trzeba było zejść cztery piętra do recepcji i prosić o tymczasową kartę. Potem wejść z powrotem. Chwila nieuwagi skutkuje dodatkowymi piętrami do statystyk w zegarku :)

Zjadłem śniadanie, na odchodne powiedziałem recepjoniscie, że hotel był super, (bo rower ciągle tam był) i jechałem na wschód, w stronę Polski. Jeszcze raz to napiszę – ścieżki rowerowe w Holandii są świetne. Praktycznie wszędzie można dojechać. Zajechałem po drodze do coffeeshopu (tam ich więcej niż Żabek u nas) kupić wodę i jakiś drugi napój. Gość policzył mi 8 euro (tam woda droższa niż skręty). Nie kupowałem, podziękowałem i pojechałem dalej. Na szczęście był Lidl. A tam już normalne ceny.

Po godzinie wyjechałem z Amsterdamu. Wiatr miałem z zachodu, czyli w plecy. A że był duży, 26 km/h, to zasuwałem szybciutko 28-30 km/h. Później zatrzymałem się w jakimś parku narodowym Wilgenweiden. Była tam informacja o orłach, bobrach i innych zwierzakach. Nie spotkałem ich, ale były inne ciekawe ptaki (są na fotkach). Tam zjadłem jajecznicę z pięciu jajek (kurzych, nie orlich :)), które zrobiłem na kuchence na gaz. W tym roku wziąłem kuchenkę na gaz, nie na spirytus, który mocno podrożał.

Czas w drogę. Ciągle było płasko i wiał wiatr w plecy, aż do Urk. Tam musiałem podjechać lekko na zachód, a to wystarczyło, żeby prędkość spadła do 15 km/h. Tam spotkałem morskie owce, pomalowane na niebiesko, które kosiły trawniki. Myślałem, że to już koniec, że będzie kemping i flaga będzie niebawem, ale nie, owce beczały “try harder”. Jechałem więc dalej. Nagle rój jakichś pseudo much wleciał na mnie, tak że prawie oślepłem. Wiedziałem, że zbliżam się do mety, ale nie. To nie było to. 10 km dalej był jakiś kemping. Niestety, tylko dla tych, co mieli łodzie. Kilometr dalej był już kemping dla wszystkich. Niestety, recepcja była zamknięta, ale flaga została zdobyta. Jutro przed wyjazdem opłacę. flaga tu była ale się zmyła, ale co to dla hakera. Na dobranoc wypiłem dwa piwa, bo podróż bardzo mnie odwodniła.

Zostaw komentarz