Zostań, zostań! – słyszałem w głowie głos natury. – Muszę jechać! – odpowiedziałem hardo. – Tak? To zobaczysz! Dajemy ci wiatr z południowego wschodu, pełna petarda, do 30 km/h! – Nie zatrzymacie mnie, jadę dalej! – rzuciłem w Krokowie, jak prawdziwy kozak. – Taki z ciebie cwaniak? To masz za swoje – górki! I górki ciągnęły się bez końca. Zjeżdżałem i wjeżdżałem, raz w dół, raz pod górę, jakieś 50 metrów w te i wewte. Tak było aż do Pucka. – Czemu jedziesz dalej? Masz zostać! Mega deszcz niech cię zmoczy! – grzmiała natura. Zatrzymałem się pod przystankiem przed Gdynią, ale tylko na pół godziny. Pojechałem dalej. – Burza cię zatrzyma, masz zostać! – nie dawała za wygraną. No i bingo, burza mnie pokonała. Zostałem w Gdańsku na nocleg. Piękne miasto, serio, bardzo, ale to bardzo przyjazne rowerzystom. Elektryczne rowery do wypożyczenia? Są. Ścieżek rowerowych? Aż za dużo, czasami to już przesada. A jako bonus, żeby mnie przekonać do zostania, znalazłem tanie żarcie na Foodsi – za 40 zł. Pojechałem na miejsce, a tam samoobsługa. Wybrałem zestaw: trzy obiady, sałatki, full wypas. Ale patrzę na TooGoodToGo – to samo za 26 zł! Jak szaleć, to szaleć! Tym razem celowałem w jakieś śniadania. Do pociągu będzie jak znalazł, a zestaw krewetek zostawię bezdomnym – może ktoś się skusi, ja nie otwieram. Dotarcie do noclegu to było mega wyzwanie. Adres? Nie istniał na żadnej mapie! Na szczęście gospodarz wysłał instrukcje – dokładne, a może nawet za bardzo dokładne. Potem trzeba było znaleźć bramę, wpisać kod. Następna brama, kolejny kod. I już z górki. Winda na trzecie piętro, ale rower, oczywiście, nie zmieścił się do środka. Bagaże weszły, on nie. No i jeszcze jeden kod, żeby wyciągnąć klucz do pierwszych i drugich drzwi. Zabawy co niemiara, zwłaszcza z tym rowerem!


















Zostaw komentarz