Żuczek, gdzie jesteś? - czyli horror na rzece Bug.
Horror to raczej był emocjonalny, ale od początku. Pojechałem do Siemiatycz pociągiem o 9:15. Pociąg z Białegostoku jechał około dwie godziny. Na tę wyprawę wziąłem ze sobą Żuczka - przyjaznego drona. Chciałem, żeby się wyszalał nad rzeką Bug, która jest niedaleko Siemiatycz i Mielnika. Tam, na szczęście, jest zielona strefa lotu, ale parę km dalej już trzeba mieć zezwolenie na lot, bo blisko jest granica z Białorusią, a tam dronem nie polatasz. No nic, po dotarciu pociągiem do Siemiatycz-Stacja, od razu ruszyłem do miejsca, gdzie jest Bug.
Przejechałem 5-10 km i zobaczyłem rzekę obok drogi. Za bardzo nie było, gdzie się zatrzymać z dronem, więc przeszedłem przez barierkę, żeby być bliżej rzeki. Nadszedł ten moment - Żuczek był skory do lotu. Poleciał - wysokość 100 metrów, piękny miał tam widok na wodę. Poleciał trochę na wschód - 200 metrów i nagle brak zasięgu. Ach, czyżby coś zagłuszało. Może wiatr mocniej powiał? Cóż zrobić? Poczekałem 10 minut. Dron nie wraca. Pobiegłem na drogę, i 100 metrów dalej, gdzie był ostatnio przeze mnie widziany. Nie ma. Minęło 5 minut i wróciłem do miejsca, skąd startował. Był i czekał na mnie. Złapałem go i zadowolony schowałem. To już drugi raz taki numer wywinął. Drugie życie.
Pojechałem dalej. W Grabarce napiłem się święconej wody. Dalej już była normalna droga do Bielska Podlaskiego, a stamtąd wróciłem do Białegostoku pociągiem.
Zostaw komentarz