mapka

Zalew Siemianówka to jeden z większych akwenów na Podlasiu. Od małego chciałem tam pojechać i rozbić namiot, ale było jakieś ale. Wreszcie marzenie spełnione. Na mapie robi wrażenie, ale gdy już jesteś na miejscu, myślisz sobie: “Phi, takie to małe, widzę drugi brzeg”. 15 sierpnia była piękna pogoda, więc pomyślałem, czemu by nie wybrać się nad ten zalew? Jako że lubię jazdę rowerem i trzeba było się ochłodzić, padł wybór na Siemianówkę. Z Białegostoku trasę znałem już na pamięć. Najpierw Michałowo, które przez rok bardzo się zmieniło – więcej barów, restauracji… Następnie trasa prowadziła przez słynną ścieżkę rowerową Greenvelo; ostatnio jest taka slawna, że z drugiego końca Polski wykupują bilety na pociąg miesiąc przed terminem. Na miejscu zatrzymałem się na kempingu w Starym Dworze. Cena za dobę była śmiesznie niska jak na ten rok – 20 zł. Oczywiście, odbijają sobie to w barach, restauracjach, których jest tu pełno, i w Żabce. Ale na mnie te sztuczki nie działają! Na Foodsi wczoraj kupiłem dwie torby z jedzeniem z Vikinga za 50 zł. Były tam trzy obiady, dwa szejki, sałatka, a reszta to ciasta – w tym słynne crumble, którego Bolo nie chciał (wolał zwykły sernik). Miałem taki zapas na wyjazd, że głodny nie mogłem być. Obiad podgrzałem w kuchence, a słynnym ciastem będę delektował się jutro. Oczywiście z kawą, którą mam jeszcze w termosie.

Zostaw komentarz